Prawda nie leży pośrodku, prawda leży tam gdzie ją położono.
(Józef Życiński)
Tytuł jest prowokacyjny, bo przecież książki nie muszą mówić prawdy, zwłaszcza w
beletrystyce, SF, baśniach - wszędzie tam gdzie wyrażamy subiektywne opinie czy
uczucia, gdzie licentia poetica jest na miejscu.
Gorzej gdy mamy do czynienia z historiozofią, czy wręcz książkami historycznymi
lub biografiami, gdzie często wkradają się upiększenia lub po prostu kłamstwa.
Jeszcze inną, ostrzejszą, kwalifikację mamy w przypadku książek naukowych
lub za takie się mających.
Dziś krótko i osobiście o paru książkach z mojej prywatnej biblioteczki, których wspólnym
mianownikiem jest zagadnienie prawdy versus kłamstwo, a mówiąc mniej
filozoficznie - wiedza versus oszustwa - mniej lub bardziej istotne dla naszego
życia.
O ile do olbrzymiej ilości książek, nawet naukowych, można się przyczepić, że
zawierają jakieś elementy nieprawdy, fragmentaryczność, niedopowiedzenia lub
przesadę, to zajmę się przede wszystkim tymi, które już w samym tytule
sygnalizują, że mówią o mitach, prawdzie, faktach, kłamstwie itp.
W takich przypadkach czytelnik ma prawo oczekiwać,
że w końcu dowie się jak to jest z tymi niepewnościami, jakie
wywołują w nas różne medialne wypowiedzi. Ale czy rzeczywiście dowie się
prawdy?
Sprawa dotyka też metody naukowej, gdzie kryteria nie są tak oczywiste jak się
może wydawać.
Oprócz książek, które wymienię, były też takie które kiedyś czytałem ale nie
były moje, więc dziś trudniej mi przytoczyć z nich nazwy rozdziałów czy jakieś
cytaty.
Tytułowym zagadnieniem interesuję się od dziesięcioleci. Pisałem o tym ogólnie między
innymi na innym blogu, zobacz np. cząstkowe podsumowanie w artykule
Niedostatek prawdy.
Zatajanie prawdy, fałszerstwa, manipulacje itp. śledzę przede wszystkim w
ramach zagadnień zdrowotnych ze względu na zainteresowania, które wzięły
się kiedyś z poszukiwań odpowiedzi na pytanie: dlaczego lekarze nie
potrafili mi pomóc na moje dolegliwości.
Gdy Internet dopiero raczkował zbierałem fachowe książki medyczne, ale tu
raczej nie będę do tego się odnosił, bo to tematy zaawansowane, porozbijane na
specjalności. Jednak te starsze książki są o tyle wartościowe, że - jak
wielokrotnie pisał i mówił dr Jerzy Jaśkowski - po opanowaniu naszego
szkolnictwa medycznego i branżowych wydawnictw przez medycynę rockefellerowską,
w nowszych podręcznikach już nie znajdziemy starych, sprawdzonych i trzeźwych
informacji o skutecznym leczeniu. Obecne wszystko zostało zdominowane przez
farmację. Ten trend coraz mocniej jest krytykowany - w zasadzie także większość artykułów w dziale
ANTY serwisu LepszeZdrowie.info
zawiera takie elementy. Ale to tak na marginesie.
Podobnie - w bardzo wielu filmach i artykułach można znaleźć elementy kłamstwa
lub manipulacje. I odwrotnie - w innych znajdziemy dużo materiałów
demaskujących takie zafałszowania i praktyki. Chwała im za to. Ale tutaj też nie
o tym - ten blog poświęcony jest książkom.
Dalej zajmę się literaturą popularnonaukową, ale nie jest teraz moim zamierzeniem recenzować wszystkie poniższe książki, bo
każda z nich wymagałaby osobnej uwagi (dalej wspominam jednak o paru, które
kiedyś omówiłem).
Tutaj chcę przekazać parę ogólnych refleksji.
Metodzie naukowej poświęcono dużą ilość publikacji, gdzie omawia się metodologię
badań, elementy logiki, statystyki i jej interpretacji, ogólniej filozoficzne
podstawy nauki, itp. Miałem sporo takich książek jeszcze z okresu studiów, także doktoranckich, gdzie taka lektura była nawet obowiązkowa (stare
czasy), a teraz z podobnych dzieł i rozprawek mam na podorędziu -
"Kłamstwa, przeklęte kłamstwa i nauka", autorstwa Sherry Seethaler, książka wydana w Wydawnictwie Sonia Draga w 2010.
W podtytule: Jak radzić sobie z chaosem informacyjnym XXI w.
Podtytuł ten wynika
z faktu, że wciąż dokonuje się odkryć naukowych, które podważają to, co dotąd w
danej kwestii sądzono.
Najpierw autorka opisuje metodę naukową, tj. jakie są
procedury postępowania, w jaki sposób analizuje się problemy, buduje nowe teorie,
daje wstęp do podstawowych pojęć statystycznych, itp.
Polecam zwłaszcza rozdziały o walorze praktycznym:
Rozdział 2: Kto kim jest?
Rozpoznanie tych, którzy w danej kwestii mają udział, oraz ustalenie ich
stanowisk.
...“motywacje poszczególnych interesariuszy różnią się – poza
pieniędzmi motywem działania może być konieczność ratowania twarzy, naciski
polityczne, presja ze strony pracodawcy czy innej osoby posiadającej wiedzę”.
... Niestety także w nauce etyka czasem jest na dalekim miejscu.
Rozdział 5: Co będzie, jeśli …? Rozróżnienie pomiędzy przyczyną a skutkiem.
(w aspekcie praktycznym: jak nie dać się
marketingowi - fragment z opisem relacji
między skutkami, przyczynami a okolicznościami).
Rozdział 8: Głos społeczeństwa: rozróżniać związki pomiędzy nauką a polityką.
(Seethaler
przytacza ciekawe przykłady, jak fakty można sprzedać emocjonalnie, w sposób
zmanipulowany, dla osiągnięcia partykularnych interesów, przyznała, że nie widać
pewnych stron w dyskusji naukowej - tych, które mają najskromniejsze środki, co
nie oznacza że nie są lub nie mogą być ważne).
Rozdział 10: Składanie elementów w całość: jak szukać informacji potrzebnych
do uzyskania zrównoważonej perspektywy.
"Większość wiadomości, którymi codziennie jesteśmy bombardowani, została
starannie wyselekcjonowana, aby przedstawić tylko jeden z całego wachlarza
poglądów na kwestie technologiczne, środowiskowe, ekonomiczne czy zdrowotne”.
Sherry Seethaler to pracownik naukowy Uniwersytetu Kalifornijskiego, zajmująca
się głównie zagadnieniami z biologii i fizyki. Większość tematów, to kontrowersyjne w odbiorze społecznym, problemy związane z
medycyną, ochroną środowiska, zdrową żywnością. Te tematy sa mi szczególnie
bliskie, więc zatrzymam się przy paru poruszonych podtematach.
Zauważam stały schematyzm w uwalnianiu informacji medycznych - w postaci
cenzury i dostosowywanie ich głównie pod potrzeby farmacji. Niestety, w ślad za tym idzie coraz bardziej urobiona świadomość społeczna, która
bezkrytycznie to przyjmuje.
Dużo miejsca autorka poświęca na analizę GMO, które "jest tematem wymagającym
głębokich analiz. Zbyt duże pieniądze wokół tego tematu się
pojawiają, by zakładać, że wszystko samo się obiektywnie rozwiąże".
Podzielam ten
pogląd.
Pokazano przykłady jak trudno nie dać się zmanipulować koncernom
farmaceutycznym, które lobbują za intratnymi dla nich rozwiązaniami,
przeznaczając na to ogromne pieniądze. Tabela z podziałem środków finansowych na
różne śmiertelne choroby cywilizacyjne powinna zastanowić każdego. Jaskrawe
są porównania różnych typów
nowotworów i skuteczności terapii.
Opisano niejednoznaczność badań
mammograficznych. Równie interesujące
i niepokojące są jej słowa o zastępczej terapii hormonalnej i jej powiązaniu z
chorobami serca.
W ramach metody naukowej autorka wskazuje, by
podczas identyfikowania wad i zalet decyzji brać pod uwagę takie
kwestie jak:
– wybory oczywiste często są fałszywą dychotomią,
– lista prezentowanych zagrożeń i korzyści zwykle jest
niekompletna,
– każde zastosowanie innowacji posiada wyjątkowy zestaw zagrożeń i korzyści.
Mam ciekawą książkę "Factfulness. Dlaczego świat jest lepszy, niż myślimy,
czyli jak stereotypy zastąpić realną wiedzą" Hansa Roslinga (Media Rodzina,
2019), do której sięgam gdy wydaje mi się że podchodzę do pewnych zagadnień
nauki zbyt sceptycznie lub sam ulegając stereotypom myślenia. Książka pokazuje
właśnie takie stereotypy nawet u naukowców, polityków i publicystów. Ma zacięcie
naukowe, bazuje na sondach i statystykach.
Niestety statystyka i sondaże, w których do wyboru są tylko dwie lub trzy możliwe
odpowiedzi, także fałszują rzeczywistość. Autor wyraźnie jest ukierunkowany
politycznie oraz wyraża opinie bogatego Zachodu, stąd i w tej książce znajduję
ułomności, które opiszę w osobnej recenzji.
Oprócz poważnego naukowego podejścia mamy też publikacje o bardziej
praktycznym charakterze, które pokazują przeciętnemu człowiekowi sposoby wyławiania
fałszu i jak nie dać się oszukać. Właśnie pod takim tytułem znajduję szereg praktycznych
wskazówek z zakresu psychologii w książce
"Nie daj się
oszukać", autor David J. Lieberman, Wydawnictwo Rebis.
Chodzi zwłaszcza o
metody demaskowania kłamstwa lub poznania prawdy w sytuacji
rozmowy lub wywiadu.
Istotą mojej refleksji jest fakt, że autorzy podejmując temat nienaukowości,
kłamstw, ... zbyt często w swych argumentach sami popełniają błędy oraz
piętnując fałsz nie zdają sobie sprawy (?), że właśnie to, co krytykują jest
prawdą.
Nie tylko zaskakujące, ale szkodliwe, gdy pod płaszczykiem naukowości są
nienaukowi.
Nie staję w obronie takich autorów, natomiast przychylam się do tych, którzy
nonkonformistycznie, ryzykując swoje kariery i ataki establishmentu autentycznie
demaskują błędy - nawet jeśli sami czasem je popełniają. Za pierwszymi stoi siła
zaplecza i osobiste zyski (jakie to łatwe), drudzy idą pod prąd i działają z
pobudek odkrywania i ogłaszania prawdy - nawet niewygodnej.
Czasem potrafię zrozumieć mainstreamowego autora, bo reprezentuje środowisko, które związane
jest daną uczelnią, instytutem, firmą czy redakcją, i "nie może" pisać
inaczej jeśli chce zachować stanowisko lub dotychczasowy status eksperta. To, że
rozumiem, nie oznacza że akceptuję takie sprzeniewierzenie prawdzie.
Bywa czasem i tak, że odpowiedź na dane pytanie rzeczywiście nie jest znana.
Jest co najmniej kilka ciekawych książek o tych przypadkach, np.
"Leksykon niewiedzy" Kathrin Passing i Aleksa Scholza, w Polsce wydana przez
W.A.B. w 2009 r.
Książka traktuje o czterdziestu dwóch wybranych naukowych zagadkach na które nie znamy odpowiedzi (wg
stanu gdy książka powstała). Tych zagadek jest znacznie więcej, a w nauce bywa
tak, że zadawanie pytań potrafi wyjawić jeszcze ich więcej, bo
rejony ludzkiej niewiedzy są znacznie większe niż obszar naszej wiedzy.
Posiada
interesujący chociaż dość ograniczony wykaz źródeł.
Podobna jest słynnemu filmowi "What the Bleep Do We Know!?" pokazującemu
właśnie obszary naszej niewiedzy.
Ale te pozycje to tutaj dygresja, bo nawet w kwestiach, które nauka uważa
za rozstrzygnięte mamy przypadki, że wcale takimi nie są.
A także przypomina słynną książkę Księga rzeczy wyklętych (autor Fort Charles). .
To dotyczy nie tylko dziedzin naukowych ale też ogólnej wiedzy (np. tzw.
życiowej), tutaj jednak zajmę się głównie kłamstwami w dziedzinie zdrowia.
Olbrzymi temat, więc ograniczę się do paru książek.
Mój tutejszy przegląd pt.
Co
wiesz o szczepieniach skupia się na wybranych książkach poświęconym temu zagadnieniu (ale na LepszeZdrowie.info
znajdziesz też szereg artykułów). Pokazuje ogrom
nieporozumień i kłamstw w tej dziedzinie.
Wymieniam tam np.:
"Bezlitosna immunizacja" z podtytułem "Epidemia szczepień. Jak korporacyjna
chciwość, zakłamana nauka i represyjna władza zagrażają prawom człowieka,
naszemu zdrowiu i dzieciom",
autorki: Louise Kuo Habakus, Mary Holland.
"Szczepienia - niebezpieczne, ukrywane fakty", autor: Ian Sinclair.
"Szczepienia pełne kłamstw. Szokująca prawda o farmaceutycznych praktykach",
autor: Andreas Moritz.
Także nasz zasłużony popularyzator i nonkonformista dr n. med. Jerzy Jaśkowski poświecił szczepionkom sporo uwagi w paru swych
książkach z serii "Szczepienia 300 lat oszustw".
W telegraficznym skrócie:
• OSPA przedstawia historię ospy w Europie, oszustwa „wynalazcy” szczepionki
ospowej Jennera, powiązania idei szczepienia z hinduskim lokalnym kultem i
zagadnienie ospy wietrznej, a w cyklu „Rady starego Dochtora” porady w
infekcjach, dla kobiet chcących zajść w ciążę, o cukrzycy typu 2.
• MMR omawia m.in. epidemie poszczepionkowe, skład szczepionek, sprawę dr
Wakefielda i radzi jaki rozmawiać z pediatrą.
• GRYPA m.in. o medycynie rockefellerowskiej, świńskiej grypie, powikłaniach
poszczepiennych, SIDS, porady dochtora, list dr JJ do rektora GUMED-u.
(Z mitem bezpieczeństwa i skuteczności współczesnych szczepień rozprawia się
wnikliwie też Jerzy Zięba - chociażby w serii 36 filmów - w sumie kilkadziesiąt
godzin analizy i przytaczania źródeł naukowych -
zobacz to zestawienie.)
Przykładem innego medycznego nieporozumienia jest mit opisany w książce
"CHOLESTEROL naukowe kłamstwo" napisanej przez Uffe Ravnskova, o czym było w
tutejszym wpisie.
Krótko mówiąc - mantra o szkodliwości cholesterolu i potrzebie jego "zbijania"
spowodowała więcej nieszczęść niż pożytku, a wszystko za sprawą normy wziętej z
sufitu dla skierowania milionów ludzi na intratne "leczenie" oraz błędnej teorii, pokutujących wciąż wśród lekarzy i publicystów.
Czy to
koniec medycznych mitów?
Oczywiście nie, bo podobnych mitów i książek o nich jest dużo. Tyle że tu omawiam te z mojej
półki.
Więc mamy nomen-omen książkę dr Katarzyny Świątkowskiej "Mity
medyczne, które mogą zabić kontra fakty mogące uratować życie", (wyd.
Eureka, 2016, a w roku 2018 powstał tom drugi). Omówiłem
tom 1
tutaj a drugi pokazałem tutaj.
To książka doświadczonego lekarza i badacza spornych zagadnień, z
olbrzymią ilością źródeł naukowych.
Tu jednak, pełen uznania dla
pani Katarzyny, wtrącę uwagę ze względu na pewien termin, chętnie używany
zarówno przez nią jak większość medycznego środowiska.
To Evidence Based
Medicine czyli Medycyna Oparta na Dowodach. Odnosi się do badań naukowych
uznanych i opublikowanych przez wiodące czasopisma naukowe. Teoretycznie słuszne
podejście, gdyby nie ... liczne oszustwa, które i tam się wkradły. Opisuję to w
artykule Jeszcze o EBM (i linki).
Czy wiesz, że jak twierdzą
byli redaktorzy takich naukowych wydawnictw ...około połowa badań jest
nieprawdziwa (sfałszowana)?! To głównie ręka sponsorów i władców rynku z firm
farmaceutycznych i kupionych przez nie naukowców i polityków. O tym
skorumpowanym świecie pisze zwłaszcza Jacek Safuta w książce, którą wymienię
dalej.
Zatem bądźmy ostrożni ze zbytnim zaufaniem do takiej nauki.
Zauważył to już dawno nestor
polskiej medycyny i wzór otwartego, humanistycznego podejścia do pacjenta -
prof. dr Julian Aleksandrowicz w książce "Nie ma nieuleczalnie
chorych" (zerknij do
Zaangażowanie i
Medycyna humanistyczna), a także Zbigniew
Wojtasiński w książce
"Umysł
i medycyna", gdzie jest odwołanie do jego wcześniejszej publikacji
"101 mitów o zdrowiu".
Ciekawe jest to, że w tej starszej sam miejscami poddaje się
mitom, ale w
późniejszej rehabilituje się szerszym spojrzeniem na zdrowie.
Kulminacją odkrywania tego, co
jest w medycynie przemilczane, zafałszowane, źle robione lub niezrozumiane jest
słynna już książka Jerzego Zięby "Ukryte terapie" - dwie części omówione
(już dawno) odpowiednio
tutaj i
tutaj.
Tytuł wyjaśnia zawartość książek. Autor przyjmując postawę publicysty powołuje w
każdym rozdziale tematycznym po kilkadziesiąt prac naukowych na których oparł
podane tezy. Czy się myli? Ponieważ to nie są jego własne stwierdzenia, to
ew. pretensje należy kierować do owych źródeł. Jednak ich spójność maksymalnie
eliminuje takie zarzuty. Dodatkowym walorem jest to, że jeśli popełni jakiś błąd
w interpretacji, to go prostuje i w przeciwieństwie do postawy ex cathedra,
cierpliwie poprzez niezliczoną ilość późniejszych pogadanek,
filmów i wpisów w mediach społecznościowych pogłębia tematy, odpowiada na
pytania czytelników/słuchaczy i pokazuje dalej, że podane metody
leczenia komplementarnego działają i w jaki sposób. Tym samym zadaje kłam "konserwie" medycznej,
staje po stronie pacjenta, którego można leczyć lepiej i taniej niż to robiło
się dotychczas.
Podobną wymowę, ale
ostrzejszą, ma stosunkowo
nowa książka "Mit chorób nieuleczalnych i wielki biznes" autorstwa
Jacka Safuty (Neo).
Tę obszerną książkę dopiero poznaję, sam autor też ujawnił się niedawno.
Zainteresowanych odsyłam do jego
profilu na FB i
strony.
Na teraz cytuję opis odredakcyjny:
"... odkrywa przed czytelnikiem świat skorumpowanych
polityków i urzędników, którzy globalnym korporacjom farmaceutycznym stworzyli
korzystne otoczenie prawne, dzięki któremu mogą one działać w sposób typowy dla
mafii – tyle że całkiem legalnie. Na mocy tak spreparowanego prawa całe narody,
m.in. naród polski, są okradane, bo za pomocą tzw. systemów opieki medycznej
pieniądze pochodzące z kieszeni podatników zamiast służyć zdrowiu publicznemu,
zasilają kieszenie tych korporacji. Im więcej przewlekle chorych, tym bardziej
puchną budżety systemów opieki zdrowotnej, a więc tym większe są zyski
korporacyjne. Zapotrzebowanie na nowych klientów (chorych), a więc większe
zyski, zaspokajają powiązane kapitałowo korporacje agro-chemiczne i spożywcze.
One to za pomocą toksycznego, przemysłowego rolnictwa i toksycznej żywności
sprawiają, że choroby przewlekłe rozprzestrzeniają się w sposób epidemiczny;
- ukazuje techniki dezinformacji, które powodują, że
ten zbrodniczy system dla przeciętnego człowieka pozostaje właściwie
niezauważony, tak jak filmowy Matrix. Korporacje korumpują w tym celu
prominentnych naukowców, lekarzy, dziennikarzy, a nawet sędziów;
- ujawnia nazwy korporacji i nazwiska osób
uwikłanych w tę mafijną działalność przez ostatnie sto lat.
Książka nie jest jednak powieścią science fiction
ani zbiorem teorii spiskowych, ale poważnym dokumentem, opartym wyłącznie na
solidnie udokumentowanych faktach i rzetelnych badaniach naukowych. Źródła są
skrupulatnie podane, a więc możliwe do weryfikacji. Mimo naukowych korzeni
książka jest napisana przystępnym dla każdego językiem.
Książka zawiera też rozdział, który umożliwia krok
po kroku pokonanie chorób uważanych za nieuleczalne i skuteczną profilaktykę.
..."
Książka "7 rzeczy, o
których nie powiedzą ci lekarze. Poradnik zdrowego stylu życia", autorzy
Warren Sipser, Andi Lew, wyd. Vivante, 2015, pokazuje wybrane skrywane lub
niedowartościowane praktyki, które realnie pomagają.
Leonid Rudnicki napisał książkę "Uwaga żywność. Ukryta prawda o tym co jemy".
Nie będę się nad nią zatrzymywał, bo tytuł mówi sam za siebie, a ponadto
opisałem ją we wpisie
Uwaga żywność.
Po tych paru przykładach medycznych dochodzimy do sedna moich spostrzeżeń (jak
wspomniałem, że demaskatorzy nienaukowości sami czasem popadają w nienaukowość), które przedstawię na przykładzie dwóch książek.
Pierwsza to
"Jak brednie podbiły świat.
Krótka historia współczesnych urojeń".
Autor Francis Wheen, Wydawnictwo: Muza, 2005 r.
To książka napisana z erudycją, wielowątkowa, z dużą ilością przypisów.
Zawiera celne spostrzeżenia, słusznie krytykuje szereg zjawisk na pograniczu
nauki i socjologii, jak np. całą aferę wywołaną i opisaną przez Alana Sokala.
Autor w tym i innych miejscach obnaża sprawdzone sposoby na manipulację
opinią publiczną. Te pozytywy uczyniłoby książkę wartościową, ale jest mocno politycznie zaangażowana, co
ogranicza bezstronność - wydarzenia obserwowane są i wykładane z perspektywy
liberalno-lewicowej. Nie będę tego komentował, bo to nie moja domena i nie o tym
tutaj, natomiast
znów doczepię się do poglądów związanych ze zdrowiem.
Autor dziwi się, że w Stanach z publicznych pieniędzy finansuje się medycynę
alternatywną, choć "nikt nie udowodnił jej skuteczności?"
To dopiero brednia! Użycie określenia "alternatywna" nie jest rzeczywiście
szczęśliwe, bo przecież chodzi o połączenie tego, co sprawdza się w medycynie
akademickiej (niestety mało w odniesieniu do chorób przewlekłych) z tym, co
przez setki i więcej lat sprawdzało się w terapiach naturalnych - czyli o
integrację obu światów i o medycynę komplementarną.
W ten sposób wyrzuca na śmietnik np. ziołolecznictwo, chiropraktykę, akupresurę
itp. obszary wiedzy i praktyki, które działają lepiej niż wiele leków. Autor powołuje zasadę podwójnej ślepej
próby w badaniach jako kryterium zaliczające lek czy metodę do "normalnej
medycyny". Niestety chyba nie wie, że wiele leków i "preparatów medycznych" takiej próby nie przechodzi (np.
szczepionki) a jest używanych, a nawet jeśli takie próby przechodzi (?), to
potem wykazuje fatalne skutki zdrowotne. W statystykach medycznych najwięcej
zgonów spowodowanych jest przez ... choroby jatrogenne i błędy lekarzy! Inaczej
się ma sprawa z większością metod naturalnych, które potrafi uleczyć (nie
leczyć) człowieka bez skutków ubocznych, mimo że nie przechodziły formalnego
badania wg złotego standardu badań klinicznych. Wystarcza, że od dawna
sprawdzają się praktycznie.
Podobnie nie szydziłbym - jak autor, z homeopatii, która też nie szkodzi a
działa praktycznie. Była wykładana w zakresie zastosowań na uczelniach, i
chociaż wciąż nie rozumiemy jak działa, ważny jest efekt .
Sporo miejsca poświęcono "wierze w UFO" z dużą dozą kpiny i ... niewiedzy.
Samo pojęcie UFO oznacza niezidentyfikowane obiekty, a te przecież obserwowano
olbrzymią ilość razy i wiele z nich nie potrafiono wyjaśnić. Tu nie ma w co
wierzyć. Po drugie temat jest na celowniku od dziesięcioleci wojska i służb
(przez co utajniany), w takim stopniu, że mało jest zjawisk tak mocno
udokumentowanych jak właśnie UFO. A przy okazji - dużą arogancją i antropocentryzmem jest przekonanie że
jesteśmy sami we wszechświecie... (to temat tak obszerny, że pozostawmy go bez
dalszej dyskusji).
Te i podobne faux
pas znów pokazują jak prawda miesza się z fałszem i ignorancją nawet w
poważnych opracowaniach.
Druga książka to
"Mity, kłamstwa i zwykła głupota: łopata w
dłoń!, dokop się prawdy"
autor John Stossel , Wydawnictwo: MT Biznes, 2010.
Tytuł wielce obiecujący. Mam ochotę na recenzję tego opracowania na
ponad 400 stron, w którym można znaleźć zarówno prawdę jak i ... nieprawdę,
mimo innych intencji pisarza. Teraz jednak tylko pokrótce.
Autor otrzymał 19 nagród Emmy i został
pięciokrotnie uhonorowany przez National Press Club za wybitne osiągnięcia w
dziennikarstwie konsumenckim. Czy zasłużenie? Zależy kto ocenia. Wg mnie
autor jest dziennikarzem zbyt powiązanym z konkretnym establishmentem a
nawet koncernami, poprawnościowy. Należy też uwzględnić specyfikę
amerykańską, co nie zawsze jest uniwersalne.
Żeby nie było że tylko krytykuję, oto parę
wybranych konstatacji, które uważam za słuszne.
* W sprawach dotyczących ekonomii
mainstreamowe media często się mylą.
* Większość biznesów wolny rynek nie obchodzi i będą niszczyć konkurencję,
jeśli będzie to służyć ich interesom. Dodam, że wolny rynek dziś już jest
fikcją wobec centralizacji kapitału i władzy.
* Ludzie w większości nie mają pojęcia jakie podatki płacą (chodzi o te
pośrednie).
* Wielu twórców przepisów ochrony środowiska to nie obiektywni naukowcy a
radykalni aktywiści.
* Edukacja dzieci jest zbyt ważna, by pozostawić ją państwowemu monopolowi.
* Markowe produkty są często nie lepsze - są droższe.
* Ocieplenie klimatu i jego przyczyny są kwestia otwartą.
* To, że coś jest stosowane w szpitalu, nie koniecznie musi być udowodnione
naukowo.
...
Ale bodajże więcej jest stwierdzeń, które
podważają ogólną ocenę książki jako źródło rzetelnej wiedzy. Może od takich
publikacji w ogóle nie powinniśmy tego oczekiwać. Ale znów - przekaz poszedł
w świat - to był bestseller New York Times'a.
Już w pierwszym rozdziale uderza wielka
nieprawda w stwierdzeniu i jego obronie, że pestycydy są nieszkodliwe (dla
ludzi, środowiska). A przecież np. glifosat jest jednym z najbardziej
szkodliwych substancji, która dostała się już wszędzie.
Tamże autor drwi z "epidemii raka". Słowo
epidemia może jest źle użyte (dotyczy potocznie chorób zakaźnych), ale w
danym przypadku stwierdzenie mija się z faktem, że przypadki różnego rodzaju
raka rosną w zastraszającym tempie.
Podobnie na drwinę zakrawa stwierdzenie, że "nie toniemy w śmieciach -
miejsca jest jeszcze sporo". Może nie toniemy dosłownie, ale trzeba
dostrzec problem.
Autor bagatelizuje zjawisko outsourcingu w którym USA (i nie tylko)
wypychały produkcję do ubogich krajów. Jakby nie dostrzegając, że wiąże się
to z wyzyskiem, spowodowało to w tych krajach zanik miejscowego wytwórstwa i
oryginalnych umiejętności (co w razie wycofania się postkolonialnego
zaangażowania z zewnątrz grozi brakiem samodzielności), a także - paradoksalnie to samo zjawisko w kraju macierzystym.
Obecnie wiele dużych firm amerykańskich już prawie niczego nie produkuje -
polega na spekulacjach na rynku finansowym i handlu.
Chociaż prawdą jest że kupowanie
butelkowanej wody to przepłacanie w porównaniu z piciem wody z kranu, i że
ta butelkowana to też często kranówka lub woda mało wartościowa, ale
warto wiedzieć, że i z kranówką wcale nie jest tak dobrze jak się reklamuje.
Auto myli się co do tłuszczów nasyconych i
cholesterolu - o czym już wspomniałem wyżej przy okazji innej książki.
Podobnie lekceważy cykl dobowy związany z trawieniem i myli się w sloganie
"kaloria to kaloria", ponieważ etykietka o kaloriach na produktach nie
oznacza że każdy z nich jest tak samo metabolizowany.
Wybrałem te parę zastrzeżeń z dziedziny
zdrowia, bo co do innych stref życia w Ameryce nie czuję się kompetentny by je jednoznacznie oceniać.
Skala bzdur może być jeszcze większa, co
pokazała
książka "Modne bzdury. O nadużywaniu pojęć z zakresu nauk ścisłych
przez postmodernistycznych intelektualistów" , autorzy: Alan David Sokal,
Jean Bricmont, wydana u nas przez Prószyński i S-ka w 2004 r.
Chodzi głównie o francuskich intelektualistów, którzy stosując nowomowę i
dziwne własne terminy nadużywali terminologii i systemu pojęć z zakresu nauk
ścisłych (fizyki i matematyki), popełniając liczne błędy i mając
niewielką znajomość tych dziedzin. Było to pokłosie pewnego amerykańskiego
"naukowego" artykułu, po którym dyskusjom poważanych intelektualistów
nie było końca. Okazało się potem, że cała treść była prowokacją Sokala -
pozbawionym sensu zlepkiem (autentycznych) cytatów amerykańskich i
francuskich erudytów. W ten sposób została obnażona pozorna naukowość wielu
współczesnych "naukowców" i ich recenzentów.
Pracownicy akademiccy w swojej próżności i niekompetencji dążyli do stworzenia własnej terminologii celem
nazwania czegoś , co – wedle własnego przekonania – było ich unikalnym
osiągnięciem, a w istocie ... niczym.
Cała ta afera została dość dokładnie opisana także w jednym z rozdziałów
dalej wspomnianej książki Francisa Wheena.
Wg mnie ważne jest odróżnienie takiego postmodernistycznego pseudonaukowym
bełkotu od może mniej fachowej i kontrowersyjnej narracji, która nie ucieka
do niezrozumiałej nowomowy lecz pokazuje realne wątpliwości i przykłady
praktyczne.
Oczywiście w zakresie mitów, zatajeń i dezinformacji
mamy wiele książek z różnych dziedzin wiedzy, zwłaszcza historycznej,
archeologicznej, religijnej, finansach, o ewolucji, ze świata polityki, sztuki,
tożsamości i literatury itd.
To może na inny artykuł, by nie przepełniać już tego.
Patrząc na swoje półki pod kątem tytułów, które same sugerują że coś się przed
nami ukrywa, wśród książek popularnonaukowych widzę np. takie jak:
"Niewyjaśnione spiski naszych czasów"
Jonathan Vankin, John Whalen,
(2 tomy), Wyd. Amber
"Słynne fałszerstwa, oszustwa i skandale",
Magnus Magnusson, Bellona, 2008
"50 największych kłamstw i legend w historii świata", Bernd Ingmar
Gutberlet, wyd. Sonia Draga, 2010
"Zakazana nauka" , J. Douglas Kenyon, Amber, 2008
"Zakazana archeologia", Michael A. Cremo, Richard L.
Thompson (jest też i jej kontynuacja po latach)
"Tajna archeologia dawnej Ameryki", Frank Joseph,
Amber, 2008
"Tajne archiwa archeologii", Luc Bürgin,
Amber, 2017 (wyd. III)
"Zakazana historia" , J. Douglas Kenyon, Amber, 2007
"Złoty spisek", Ferdynand Lips, Wektory, 2010
... i inne popularne książki ze "stajni" wydawnictwa Amber i
podobnych.
Te książki mają zróżnicowaną wartość, czasem dyskusyjne elementy sensacyjne, natomiast z tego gatunku książek mogę polecić
dwie specyficzne:
"Czy to prawda, że..."
Autor -
Christoph Drösser (niemiecki redaktor działu naukowego „Die Zeit” uhonorowany
tytułem "Dziennikarza naukowego roku 2015"), wyd. PWN, 2012.
Książka jest "zbiorem zadziwiających prawd, półprawd i legend ostatnich 10 lat."
Przystępna formuła pytań i odpowiedzi - imponujący zestaw faktów i
ciekawostek. Chociaż nie zgodziłbym się w 100% z odpowiedziami, to większość wygląda na
rzetelne.
Podobny charakter co do układu ma pouczająca i zabawna lektura dla każdego - "Fakty i mity o naszym zdrowiu
i świecie", O'Connor Anahad, Oficyna wydawnicza Bookmarket, 2008 r.
To znów dziełko felietonisty, tym razem New York Timesa, zajmującego
się sprawami nauki i zdrowia. Niestety, mimo wielu pożytecznych i ciekawych
ujawnień i sprostowań, zawiera też jawne nieprawdy... ech, już brakuje mi
miejsca i sił by to teraz i tutaj komentować...
W ogóle - mógłbym ten temat ciągnąć jeszcze długo w kierunku dziejów
głupoty, literatury spiskowej (za i przeciw), teorii poznania itd.
Na koniec - czy zawsze naukowość jest kluczem do odkrycia i postępu wiedzy?
No, nie.
Wiele wynalazków i odkryć było dziełem przypadku, w tym nawet pomyłki badacza. Z
ciekawych popularnych książek o tym wymienię
"Odkrywcy mimo woli", autor Royston M. Roberts, wydawnictwo: Adamantan.
Pokazuje na ciekawych przykładach znany efekt serendipity.
A skoro o błędzie, to potrafi nam ... służyć na różne sposoby. Zachęcam do
mojego artykułu z 2007 r.
Pochwała błędu :)
Hm, wyszedł mi jeden z najdłuższych wpisów, ale temat jest
naprawdę obszerny a i tak tylko go naszkicowałem...