
Książki są jak towarzystwo,
które człowiek sobie dobiera.
Charles L. Montesquieu
W końcu udało mi się zrobić kartotekę (bazę) domowej biblioteczki (o takim planie nadmieniłem kiedyś w Generalia i didaskalia, gdzie wspomniałem też o swojej mini bibliotece poświęconej zdrowiu, ale jej już od lat nie aktualizuję). Wyszło na dziś 2335 pozycji z licznymi szczegółami (kategoria, ilość stron, wydawnictwo, ISBN itp.), przy czym okazało się, że pewne książki mamy w paru wydaniach.
Szereg książek rozdałem, ale przybywają nowe, więc to się zmienia.
Jakie to książki?
Stosunkowo najmniejszy udział ma literatura piękna, chociaż kochamy tę dobrą (jest zalew słabej). Nie tyle kupujemy co raczej pożyczamy, ponieważ z zasady rzadko wracamy do danego tytułu. Jakby z zasady by mieć za to czas na rzeczy, doświadczenia nowe. Ostatnio zacząłem zbierać poezję – w tym przypadku lubię spojrzeć na parę wierszy lub fraszek – dla czystej przyjemności i relaksu – to zabiera niewiele czasu. Niezależnie od planu wydania dwóch książek (jedna zaawansowana) zacząłem i ja pisać wiersze (jest pierwszy zbiorek 6 prób, a drugi w drodze).
Inaczej jest pod kątem kolekcjonowania książek, do których się wraca – poradników, słowników rożnego rodzaju, przewodników i map, pozycji popularnonaukowych i fachowych, biografii, „białych kruków”, zbiorów anegdot lub złotych myśli oraz albumów. Te ostatnie, których mamy sporo, zarówno sprawiają radość przy oglądaniu jak i zdobią dom (bywają piękne).
Konieczność, a raczej chęć posiadania takiej bazy, wynikła z utraty panowania nad tym, co realnie jest w domu, czy się tylko tak wydaje (pamięć coraz słabsza). Zwłaszcza, że brakuje już miejsca i trudno jest ustalić z pamięci, czy coś faktycznie mamy. To jeszcze nie do końca załatwia sprawę porządku, ponieważ przydałoby się dodanie w bazie rubryki GDZIE co jest. A to z kolei kusi, by wszystko inaczej poustawiać – najlepiej zlokalizować tematycznie (tylko częściowo tak jest). To już praca fizyczna i potrzeba zakupu dodatkowego regału(ów), by książki nie leżały w stosach jedne na drugich… Tylko gdzie postawić te regały? POTRZEBNE JEST NOWE MIESZKANIE/DOM.
Tym bardziej, że do mojej bazy dołączę kiedyś wydawnictwa starsze – głęboko zagrzebane w piwnicy i na działce.
Jeszcze innym powodem tego indeksowania jest … fakt starzenia się i wielce możliwej sytuacji, że zostawię żonę/dzieci z bałaganem. Albo, że sytuacja skłoni nas do sprzedaży części zbioru, wtedy baza ułatwi sformułowanie oferty.
Przyjedzie potem kolej na zbiory czasopism, które nas interesowały w sensie kompletów tematycznych (całe roczniki). Niektóre niszowe i sięgające wiele lat wstecz. Niezależnie od subiektywnie odczuwanej ich wartości, ostatnio syn zaskoczył mnie tym, że nawet stare czasopisma komputerowe nabierają wartości w wymiernym sensie. Byłem zaskoczony, bo to już przebrzmiała technika, ale w tej dziadzinie widocznie „antykami” stają się właśnie materiały już sprzed np. 15 lat. Są na to amatorzy.
Niestety dużo takich czasopism już wcześniej wyrzuciłem na makulaturę…
To pokazuje, że stare nabiera wartości tak jak antyki w ogóle, vintage itp.
Podobnie warto spisać kilkaset płyt, a nawet starych taśm z nagraniami – tu może być kłopot ze sprawdzeniem czy te nagrana nie straciły dopuszczalnej jakości.
To wszystko wymaga sporej pracy (chociaż mam aplikacje które to częściowo ułatwiają), od której odwodzi mnie nie tylko „bieżączka” innych spraw, ale także ciągłe dalsze lektury, które przyciągają jak magnes. A przecież równie wciągające bywają ebooki oraz inne publikacje w sieci.
I coraz większa chęć pozostawienia po sobie śladu w … pisaniu. Duże plany, które realizuję ledwie w paru procentach. Setki przyczynków, nawet sprzed dekad, do dalszej „obróbki” – tylko kiedy? A do tego dość częsta drobna publicystyka w serwisach społecznościowych – namiastka większych projektów oraz wyrażanie się.
Pozostając przy temacie czytania, wspominam moją Mamę, która do późnych swych lat pochłaniała średnio jedną książkę dziennie. Nie wiem jak to robiła, może to była słynna umiejętność „błyskawicznego czytania”, ale także i pasja.
Moja żona, zupełnie bez związku, podąża podobną drogą. Nie tak rekordowo, ale też czyta bardzo dużo, przy czym jest na bieżąco z tym, co mnie kręci mniej – polityka, tajemnice historii – w dużej mierze także przez lekturę czasopism. Jednym słowem – sawantka.
Tak więc rodzinnie – poprawiamy statystyki czytelnictwa.
Pewnym aspektem jest moja dodatkowa niszowa działalność w przywracaniu pamięci Stefana Garczyńskiego (1920-1993) – pisarza, publicysty, nauczyciela i niezwykłego człowieka … via dedykowana strona StefanGarczynski.pl.
Niestety, ostatnio przeszła dwie awarie i obecnie po ostatnim incydencie jeszcze nie działa w pełni poprawnie oraz straciłem dostęp do pulpitu administratora – mam nadzieję, że przejściowo, ale to wymaga kolejnej pracy. Tam zaszczepiłem kiedyś hasło Wspomóż czytelnictwo.
Smuci mnie, że młodsze pokolenie, także to nasze, ma mniejsze zrozumienie uroku książek drukowanych – to na wskroś pokolenie Internetu.
I na koniec – jeszcze duży zbór zdjęć. Robię ich wiele od lat cyfrowo i to w jakimś sensie jest zachowane, ale chodzi mi o archiwalia analogowe – zbierane przez trzy pokolenia.
Znam osoby, które na takiej bazie stworzyły ciekawe historie rodowe lub przyczynki do historii miasta, regionu lub po prostu historii powszechnej.
Aż takich ambicji nie mam, chociaż jestem nagabywany przez rodzinę na stworzenie jej historii jako nestor oraz autor opisu swego rodu (sięgający 1610 r.) oraz powiązań w serwisie Myheritage.pl
Cóż – bardziej obecnie kręci mnie przyszłość, bo tam spędzę resztę swego życia, a może być ciekawie…
Oj, za dużo na możliwości seniora, chyba że będę właśnie żył „na siłach” jeszcze wiele lat.
----
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz, odpowiadam okresowo. Mój komunikator: http://bit.ly/ToJestWOW